Fragment wywiadu udzielonego blogowi z San Francisco w maju 2018.
W jaki sposób trafiłaś do świata sztuki? Czy jest z tym związana jakaś szczególna historia?
To nie jest tak, że jeden konkretny moment spowodował, że nagle zainteresowałam się sztuką. Swojej drogi szukałam dosyć długo, chociaż świadomość, że chciałabym tworzyć towarzyszyła mi od dziecka. Uwielbiałam rysować postacie kobiet inspirując się prenumerowanymi przez moją mamę żurnalami. Wtedy marzyłam o zostaniu projektantką. Później, kiedy przyszedł czas na decyzję o wyborze szkoły średniej, mocno zastanawiałam się nad liceum plastycznym. Stało się inaczej, jednak chcąc się rozwijać zaczęłam uczęszczać na kursy rysunku i malarstwa. Jeśli chodzi o warsztat malarski bardzo dużo dały mi zajęcia pod okiem doświadczonych malarek. Naturalnym więc krokiem było dla mnie pójście na ASP. No cóż, jak widać, to jednak malarstwo było mi przeznaczone, a od przeznaczenia nie da się uciec :).
Czy związanie swojego życia z tym, co robisz teraz było proste? Czy natknęłaś się na jakiekolwiek przeciwności?
Z różnych względów, musiałam przerwać na jakiś czas działalność artystyczną i wróciłam do niej po kilku latach, ale tym razem mając pewność, że chcę malować. Na pewno wiele to zmieniło w moim dotychczasowym życiu. Mogłoby się wydawać, że malowanie to lekkie i łatwe zajęcie. Jednak, żeby móc się rozwijać w jakiejkolwiek dziedzinie, potrzebna jest ciężka praca. Oprócz tego, że tworzenie sprawia rzecz jasna ogromną frajdę, zdarzają się dni, kiedy nie przychodzi to wcale tak łatwo. Dlatego często niezbędne jest narzucenie sztywnych godzin przy sztaludze, żeby znaleźć też czas dla rodziny, co nie znaczy, że nie żyję tym co robię praktycznie 24 godziny na dobę.
Jak wygląda Twój dzień pracy?
Tak jak wspominałam, staram się malować w określonych godzinach, zwykle tak, żeby jak najlepiej wykorzystać dzienne światło, stąd mój dzień pracy w okresie wiosenno-letnim znacząco się wydłuża 🙂 Czasami potrzebuję zupełnej ciszy i najmniejszy hałas mnie rozprasza, innym razem z kolei, słucham głośno muzyki. Zależy jaki mam akurat nastrój, czy jaki obraz w danej chwili maluję. Również w zależności od etapu pracy nad obrazem, czasami potrzebuję więcej luzu albo skupienia.
Co Ciebie inspiruje?
Inspiruje mnie nieodmiennie człowiek. Kobiece ciało jest niezwykle plastyczne, malarskie – to jest właściwie gotowy temat na obraz. Niezależnie od tego, czy jest ono potraktowane bardziej realistycznie, czy tak jak na moich ostatnich obrazach – raczej abstrakcyjnie, to zawsze otacza je jakaś nieuchwytna aura zmysłowości i tajemniczości. Dlatego tak urzekają mnie dzieła tak odległych mogłoby się wydawać artystów jak Modigliani, Klimt czy Nowosielski.
Co w Twojej pracy sprawia Ci największą przyjemność, najbardziej Cię cieszy?
Lubię każdy aspekt swojej pracy, każdą jej fazę. Jest moment pracy koncepcyjnej, kiedy ogólna myśl, zarys powstaje w głowie, jest praca przy sztaludze, która wymaga większego wysiłku fizycznego i bywa męcząca 🙂 Ciekawe są momenty, kiedy obraz zaczyna żyć własnym życiem, jest trochę jak niesforne dziecko, które postanawia iść w zupełnie innym kierunku – zwykle lepszym niż to się wcześniej założyło. To jest chyba najfajniejszy moment, kiedy obraz nabiera realnego kształtu i mam wrażenie, jakby wcześniej rozsypane puzzle, zaczynały do siebie pasować i z chaosu powstaje sensowna całość.
Jak wyobrażasz sobie swoją pracę za kilka czy może kilkanaście lat? W jakim kierunku zamierzasz się dalej rozwijać?
Nie planuję aż tak daleko swojej przyszłości, w każdym razie nie w jakiś konkretny sposób, bo przyszłość do nas nie należy. Myślę, że najważniejsze to się rozwijać, i jako artysta i , a może przede wszystkim jako człowiek, a w jakim kierunku to pójdzie – nie wiem. Każdy nowy obraz jest dla mnie odkrywaniem czegoś nowego, innym spojrzeniem na świat i na siebie samą. Prawie osiemdziesięcioletni David Hockney, w jednym z wywiadów stwierdził, że kiedy maluje ma trzydzieści lat. To fantastyczne i myślę, że o to właśnie chodzi.
Cały wywiad z Ania Luk znajduje się na booksandmocha.
Comments (1)